• Winda
  • Duży pokój
  • Gabinet
  • Łaźnia
  • Spiżarnia
  • Garderoba

Składy kosmetyków pod lupą - jak czytać etykiety? dr n. chem. Alicja Śliwowska odpowiada

Etykiety kosmetyków dla wielu wciąż pozostają tajemnicą. Obcobrzmiące nazwy składników wprowadzają w konsternację niejednego konsumenta. Nieumiejętność czytania etykiet sprawia, że wybieramy produkty bez uprzedniej analizy składu. Producenci kosmetyków zyskują, skóra klienta traci. Jak nie dać się złapać w sidła marketingowców i wybierać produkty pielęgnacyjne świadomie? Których substancji w kosmetykach unikać? Zapraszam na rozmowę z mgr kosmetologii i dr n. chem. Alicją Śliwowską vel dr_skinsesh.


Marketingowcy branży beauty nie mają litości dla osób nie potrafiących "czytać" INCI  - etykiety kosmetyków "krzyczą" : hipoalergiczny, eco, bio, organic itp, a to zwykle nie ma nic wspólnego z ich zawartością...  


To częste zjawisko. Konsumenci nieustannie kuszeni są obietnicami zbawiennego działania produktu - niestety, zwykle są one elementem storytellingu. Brakuje solidnych regulacji prawnych, które jednoznacznie określałyby, czym jest kosmetyk naturalny, organiczny czy ekologiczny. Stąd tak częste żonglowanie hasłami „eco, bio, organic” na etykietach produktów. Komitet Ekspertów Produktów Kosmetycznych opracował w 2000 roku zalecenia dotyczące produkcji, marketingu oraz oznakowania naturalnych preparatów kosmetycznych. Zalecenia te obejmują zarówno naturalne pochodzenie surowców kosmetycznych, jak i pozyskiwanie ich metodami fizycznymi, mikrobiologicznymi lub enzymatycznymi. Jeżeli zależy nam na kosmetyku, którego skład jest rzeczywiście bliski Matce Naturze, powinniśmy szukać produktów z logo jednostek certyfikujących, np. ECOCERT – COSMEBIO, BDIH, Soil Association czy NaTrue. 

Co właściwie oznacza określenie "hipoalergiczny" - czy można być pewnym, że opatrzony taką etykietą produkt nas nie uczuli? 

Przedrostek „hipo-„ jest stosowany w wielu językach i ma oznaczać z reguły „,mniej”. Przykładem może być hipoglikemia, czyli stan, gdy poziom glukozy we krwi jest zbyt niski. Podobnie powinniśmy rozumieć pojęcie kosmetyku hipoalergicznego. Stosowanie takiego produktu, powinno  nieść ze sobą mniejsze ryzyko alergii w porównaniu ze standardowym kosmetykiem, nieopatrzonym hasłem „hipoalergiczny”. Nie znaczy to jednak, że nie może wywołać alergii. Tego typu produkty, podobnie jak reszta kosmetyków dopuszczonych do obrotu, są dokładnie przebadane, często na grupie osób z wrażliwą skórą. Musimy jednak pamiętać, że zawsze znajdzie się ktoś, kogo skóra zareaguje w niepożądany sposób, nawet na z pozoru mniej niealergizujący kosmetyk. Podobnie, jak w przypadku produktów „eko, bio”, hasło „hiperalergiczny” jest często nadużywane - skład takiego kosmetyku potrafi przyprawić o gęsią skórkę.

"Konserwanty zawarte w kosmetykach, mają negatywny wpływ na skórę" - fakt czy mit?

Raczej mit. Znam wielu zagorzałych przeciwników substancji konserwujących i zawsze zadaję im pytanie: co jest gorsze? Kosmetyk z dobrym (podkreślam – dobrym) konserwantem, który nie ulega kontaminacji mikrobiologicznej z prędkością światła, czy może produkt totalnie pozbawiony substancji konserwujących, ale z całą gamą drobnoustrojów w nim bytujących? Musimy pamiętać, że nie każdy konserwant to zło. Znaczna ilość kosmetyków sprzedawana jest w słoiczkach. Myślę, że niewiele osób faktycznie używa szpatułki do ich aplikacji, a robi to za pomocą dłoni, w najlepszym przypadku umytych, bo nie sądzę, że każdorazowo zdezynfekowanych. W ten sposób dochodzi do kontaminacji mikrobiologicznej produktu. A preparaty na bazie tłuszczu i wody, to idealne środowisko do rozwoju bakterii i grzybów. Dlatego nie bójmy się konserwantów, ale wybierajmy produkty z tymi bezpiecznymi i dobrze przebadanymi. 

Rozwińmy temat konserwantów - złą sławą owiane są szczególnie parabeny. Naprawdę są tak niebezpieczne?

Gram w drużynie „parabeny nie są tak straszne, jak je malują”. To estry kwasu p-hydroksybenzoesowego, którym przypisuje się działanie alergizujące czy rakotwórcze. Przeprowadzono wiele badań, również na osobach z wrażliwą skórą. Wyniki badań były do tego stopnia zadowalające, że American Contact Dermatitis Society uznało w 2019 roku parabeny za substancje niealergizujące. Osobiście uważam, że w niektórych produktach można spotkać dużo bardziej ryzykowne konserwanty niż parabeny.

A co z formaldehydem? Mimo udokumentowanego działania szkodliwego, wciąż występuje w wielu kosmetykach...  

Niestety tak. W preparatach kosmetycznych często spotyka się konserwanty, będące donorem formaldehydu. Oznacza to, że w określonych warunkach „uwalniają” one formaldehyd. Przykładem jest DMDM, inaczej DMDM hydantoina, której zawartość w kosmetyku (według norm UE) nie powinna przekraczać 0.05%. I taka jest uznana za bezpieczną. Ale co, jeśli używamy żelu, później toniku, później serum i na koniec kremu, a każdy z tych preparatów zawiera DMDM? Przekraczamy bezpieczną dawkę. Wniosek? Unikajmy preparatów z tym konserwantem w składzie. Do innych donorów formaldehydu zalicza się także Diazolidinyl Urea, Imidazolidinyl Urea, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, 5-Bromo-5-Nitro-1,3-Dioxane, Quaternium-15, Sodium hydroxymethylglycinate, Benzylhemiformal oraz Madozolidinyl urea.

Czym grozi stosowanie kosmetyków mających w składzie substancje konserwujące wydzielające formaldehyd?

W 2011 roku US National Toxicology Program opisał formaldehyd, jako "znany czynnik rakotwórczy dla człowieka". Jego wodny roztwór służy do konserwowania preparatów biologicznych i nie tylko (pamiętacie żaby pływające w szklanych naczyniach na lekcjach biologii?). Mimo że słabo penetruje naskórek - jest hydrofilowy, dobrze rozpuszcza się w wodzie - to ma działanie drażniące. Jak wiadomo, konserwanty są z reguły na końcu składu INCI, a więc nie występują w dużych ilościach w preparacie. Pomimo tego, na rynku surowców kosmetycznych dostępny jest szeroki wachlarz innych substancji konserwujących, które są uznane za bezpieczniejsze dla skóry. 

Chętniej sięgamy po produkty perfumowane - czy substancje zapachowe mogą być niebezpieczne? 

Zdarza się, że substancje zapachowe mogą powodować reakcje alergiczne i podrażnienie skóry. Najczęściej ma to miejsce w przypadku preparatów z limonenem i linalolem, które są chętnie stosowane w różnego typu preparatach do pielęgnacji ciała. Wśród alergenów wymienia się także  pozyskiwany z goździków eugenol czy geraniol. Nie uważam, że wspomniane substancje są szkodliwe. Geraniol wykazuje działanie antybakteryjne, a eugenol – antyseptyczne. Dodatkowo, wszystkie wspomniane substancje pozyskuje się najczęściej z naturalnych surowców roślinnych. Dlatego jeżeli ktoś stwierdza u siebie niepożądane reakcje skórne, i wiąże to z którymś z wymienionych składników, radziłabym, aby dokładnie czytał składy i wybierał preparaty bezzapachowe. Pocieszający jest fakt, że substancje te występują zwykle na końcu składu i uczulają niewiele osób.

A jak jest z barwnikami - jest czego się bać? 

W tym przypadku sytuacja ma się podobnie, jak z konserwantami. Są barwniki mniej i bardziej przyjazne naszej skórze. Zwolennicy kosmetyków mineralnych uwielbiają naturalne pigmenty, stanowiące w głównej mierze tlenki metali. I mają w tym trochę racji. Pigmenty jednak nie są zwykle rozpuszczalne w bazie kosmetyku, ulegają jedynie dyspersji (rozproszeniu). Dlatego, aby nadać kolor niektórym formulacjom kosmetycznym, niezbędne jest użycie właśnie dobrze rozpuszczalnego barwnika. Komisja Europejska opublikowała wytyczne dotyczące interpretacji zakresu zastosowań barwników dozwolonych do stosowania w kosmetykach. Można znaleźć je w Aneksie IV Dyrektywy Kosmetycznej 76/768/WE. Dość często spotyka się reakcję alergiczną na barwniki azowe, występujące w niektórych farbach do włosów. Należy też podkreślić, że nie zawsze to, co naturalne, jest zupełnie bezpieczne i neutralne dla skóry. Przykładem jest henna, barwnik roślinny produkowany z liści i pędów lawsoni bezbronnej, który może powodować reakcje alergiczne.

Które substancje zawarte w kosmetykach są szczególnie szkodliwe dla kobiet w ciąży? 

Pielęgnacja skóry przyszłych mam to niełatwy temat. Istnieje stosunkowo mało badań na kobietach w ciąży. Z tego powodu producenci kosmetyczni zachowują dużą ostrożność i zastrzegają, że kosmetyk nie powinien być używany przez panie spodziewające się dziecka lub sugerują wcześniejszą konsultację z lekarzem ginekologiem. Prawda jest taka, że substancje aktywne mają określoną zdolność do przenikania przez naskórek, niezależnie od tego, czy kobieta jest w ciąży, czy nie. Chodzi tutaj bardziej o zmiany hormonalne i ich wpływ na stan samej skóry. To znaczy, że przyszła mama może źle zareagować na kwasy AHA i BHA, mimo że przed ciążą używała ich regularnie i skóra była tym faktem zachwycona. Uważam, że jeżeli skóra dobrze toleruje dany preparat, warto go stosować i obserwować, jakie przynosi efekty. Jestem natomiast przeciwniczką stosowania retinoidów na skórę ciężarnych. Jak wiadomo, tretynoina wykazuje działanie teratogenne. Oczywiście zakładam, że żadna kobieta w ciąży nie stosuje doustnej terapii tretynoiną i nie aplikuje jej jako składnika maści czy kremu na skórę. W preparatach kosmetycznych nie ma w składzie tretynoiny, jest ona składnikiem wyłącznie leków. W produktach klasyfikowanych jako kosmetyki retinoidy występują w postaci estrów retinylu, retinolu oraz retinalu, stanowiących bezpieczniejszą i zarazem mniej skuteczną wersję. Są one metabolizowane w skórze do kwasu retinowego i owszem, jest to wolny i nie do końca efektywny proces, ale lepiej „dmuchać na zimne” i odpuścić sobie preparaty z retinoidami w czasie ciąży.

A na co powinny uważać mamy, wybierając produkty do pielęgnacji dzieci?

Mamy powinny wybierać produkty z naturalnymi olejami, pozbawione niepotrzebnych substancji zapachowych czy barwników. Warto też zwrócić uwagę na preparaty do mycia ciała dziecka – powinny zawierać delikatne środki myjące. Na pewno należy unikać preparatów z etanolem, który może przesuszyć delikatną skórę dziecka. Należy też zachować zdrowy rozsądek – owiana złą sławą parafina niekoniecznie zaszkodzi skórze dziecka, a z kolei aloes czy rumianek mogą alergizować. Najlepiej jest obserwować, jak zachowuje się skóra dziecka, i reagować, gdyby działo się coś, co nas zaniepokoi.

Jak czytać etykiety? Na co zwracać uwagę i co powinno nas zaalarmować podczas analizy składu danego produktu?

Przede wszystkim zwracamy uwagę na kolejność – im wyżej dany składnik na liście INCI, tym więcej go w danym produkcie. To, co powinno powodować zapalenie się czerwonej lampki w naszej głowie, to etanol. To nie jest zły składnik, służy bowiem jako rozpuszczalnik, konserwant i promotor przenikania substancji aktywnych. Pod warunkiem, że nie figuruje na szczycie listy składników. W przeciwnym razie może przesuszać skórę. Słyszałam kiedyś opinię, że etanol jest często wysoko w INCI kosmetyków naturalnych, więc na pewno nie jest zły. Jak już powiedziałam – jest potrzebny i działa dobrze, ale pod warunkiem, że został użyty w odpowiednich ilościach. Osoby ze skórą problematyczną powinny zwracać uwagę na obecność składników komedogennych (parafina, wazelina). Dodatkowo, staramy się unikać produktów z konserwantami mogącymi wydzielać formaldehyd i takich zawierających potencjalnie alergizujące barwniki.

Czy istnieje "oficjalna" lista niebezpiecznych substancji zawartych w kosmetykach? 

Tak. Jest ona dostępna w Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 r. dotyczącym produktów kosmetycznych. Wykaz substancji niedozwolonych do stosowania w kosmetykach określony jest w załączniku II, natomiast wykaz substancji podlegających ograniczeniom został zaprezentowany w załączniku III.


Zbliża się lato, a co za tym idzie zwiększona ekspozycja na promienie UV. W tym okresie chętnie sięgamy po kosmetyki z filtrami - czym są filtry, po co je stosujemy i czy powinniśmy to robić nadal? 


Filtry to must-have naszej codziennej pielęgnacji. To substancje, które mają chronić skórę przed szkodliwym działaniem promieniowania UVA i UVB. Rozróżniamy filtry fizyczne (tlenek cynku, ditlenek tytanu), które częściowo absorbują, a częściowo odbijają promienie UV, oraz filtry chemiczne, których działanie polega na absorpcji UV. Pierwszą myślą jest, by produkt miał wysoki SPF. Należy pamiętać, że parametr ten świadczy o tym, że kosmetyk ochroni nas przed UVB. Dużo bardziej szkodliwe jest jednak promieniowanie UVA, docierające do skóry właściwej i przenikające przez chmury i szyby (jest więc z nami cały rok, nie tylko latem!). Przy wyborze preparatu z filtrem musimy zwrócić uwagę, czy na opakowaniu znajduje się symbol UVA w kółku, lub jakakolwiek wzmianka na temat PA lub PPD. Jeżeli tak, oznacza to, że preparat w określonym stopniu chroni skórę także przed działaniem UVA. Im wyższy współczynnik ochrony przeciw UVA i UVB, tym bezpieczniejsza nasza skóra.

W Internecie jest zatrzęsienie stron internetowych i aplikacji, które pomagają w zrozumieniu składu -możesz polecić zweryfikowane witryny, z których warto korzystać, by zrozumieć, jak czytać etykiety? 

W tym przypadku jestem tradycjonalistką i wybieram książki. Niestety, wiele razy trafiała w sieci na strony wprowadzające czytelnika w błąd. Takie informacje są później powielane i tak rodzą się mity, że kwasy AHA i BHA nie uwrażliwiają skóry na słońce, że filtry są potrzebne tylko latem, że silikony to zło, a peeling cukrowy jest świetny dla skóry twarzy. Dlatego zachęcam do sprawdzania informacji w literaturze naukowej bądź skierowania zapytania do chemika czy kosmetologa, który jest w temacie i na pewno dobrze nam doradzi.

Gdybyś miała wybrać 5 substancji, których powinniśmy unikać najbardziej byłyby to...

...konserwanty będące donorami formaldehydu, SLES (ale nie SLS), barwniki azowe, ftalany i mydła (sole sodowe i potasowe wyższych kwasów tłuszczowych), które mogą przesuszać skórę.



Czytacie etykiety kosmetyków? Potraficie określić ich potencjalną szkodliwość?



    Standardowe Komentarze
    Komentarze Facebook

0 komentarze:

Prześlij komentarz